wtorek, 21 stycznia 2014

Mówić, pamiętać, wyjaśniać, analizować i uczulać

Góry Sowie
Moja i nie moja ojczyzna

Przywitał mnie przez płot,
kwiat biało-czerwony w serduszka…
mówiąc, że jestem w szczególnym miejscu.
Góry Sowie… i ich mroczna historia.
Pozostałości po czasach, gdy żyli tu Niemcy i inne narody.
Dziś ich tu nie ma, zabrakło im, siły, determinacji,
odwagi, by nie dopuścić szaleńca do władzy.
Może po prostu tak jak współcześni,
byli zajęci własnymi sprawami,
powierzając władze nieodpowiednim ludziom.
Zapominając, że Wolność lubi się wymknąć tylnymi drzwiami.
Pozostały precyzyjnie ponumerowane skały, trochę złomu wojennego
i strażnicy esesmańscy tego, co zostało tu ukryte…
powoli wymierający wraz z tajemnicą, niczym egipscy kapłani.
Ci, którzy tu przybyli, dobrowolnie lub z przymusu.
Myśleli, że na chwilę lub wspominali utracone serce
i nigdy nie byli szczęśliwi.
Domy z tęsknoty popadające w ruinę, ziemia leżąca odłogiem,
brak perspektyw, wygnała młodych do ziemi obiecanej.
Przemysł turystyczny kwitnie, bo jest co zwiedzać.
Nawet podhalańczyk zwietrzył szanse dla swych owiec.
Tylko tubylcy jakoś smutni, rozgoryczeni.
Stąpam po drogach, których jednym ze składników
budulcowych są ciała ludzkie zmieszane z kruszywem,
które w nieludzki sposób wydobywali drążąc tunele,
jeńcy wojenni i inni. Mający nadzieję, że przeżyją.
Jaka chora obsesja ten plan wymyśliła?
Przecież to było tak niedawno.
Przemierzając te korytarze pełne wcielonych skrzydlatych duchów,
czułem ich obecność i przestrogę, łzy, które niczym rzeka żłobią koryto w policzkach,
powodują wyobraźnię i pytanie, czemu tak kochamy wojnę.
Czy to grzechy główne to powodują? Upośledzenie umysłowe?
Czy tak trudno kochać małe dziecko, czy starca mądrość
i jego oczekiwanie na śmierć?
Czy nie może postępem człowieka być przezwyciężanie codziennego trudu życia?
Przyglądać się wszystkiemu z zachwytem odkrywcy przez oko mikroskopu.
Przenikanie się kultur, wzajemnego szacunku i poznawanie świata…
Najpierw w sobie, by móc poznawać go na zewnątrz.
Szlaki turystyczne podobne są do polskich dróg…
pełno na nich symboli cierpienia.
Motylku, kto Ci namalował takie piękne kolory.
Padalcu, nie lękaj się… poczekam.
Dynio złota, uwielbiam Twój smak, moce lecznicze,
i zupę z ciebie mojej Mamy a pestki są dobre nie tylko na nerwy.
Chmiel i w myślach mnisi, którzy go warzyli.
Jesień powoli przybywa z pędzlami Wyczółkowskiego.
Zwierzęta upodobniły się do tutejszej ziemi
pełnej rudy żelaza.
Wieża widokowa na górze św. Anny w stylu modernizmu,
o zgrozo, zamieniona w przekaźnik, a zbudowana 1911 roku,
kolejna na wzgórzu Wszystkich Świętych niczym latarnia morska
z płaskorzeźbą feldmarszałka Helmutha Karla von Moltke.
Sowia chciałaby zobaczyć swoją wyższą siostrę, tę ze Śnieżnika,
lecz tamta legła w gruzach niczym Michał Wołodyjowski
zapomniana, zniszczała, zdradzona, dopiero po drugim wybuchu się załamała.
Jakże wymowne obwieszczenie przy wejściu do sklepiku z pamiątkami
i ten śmieszny kot, który udawał martwego, a celem był naiwny ptak.
Zegar kolejowy w schronisku obwieszczał koniec pieszego zwiedzania.
Napotkany szaman wróżbita obserwujący przyrodę, przewidział
trafnie prognozę pogody długoterminową.
Jutro wybiorę się na czeską stronę po czekolady studenckie
i zwiedzę opowieści z Narni.
Dziękuję za tą trudną wspólną podróż, ale o takiej historii też trzeba mówić,
pamiętać, wyjaśniać, analizować i uczulać.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz