wtorek, 26 sierpnia 2014

Otwórz te drzwi a wejdziesz do mojego serca.

Zabrzeż 2013

Otwórz te drzwi a wejdziesz do mojego serca.
Zabrzeż pożegnanie…
Maku witający mnie krzyżem…
Tak wiele miejsc jest świadkiem
miłości Romea i Julii.
A musisz wiedzieć drogi czytaczu…
Owa miłość to bliska siostra… nienawiść.
Prosta zasada… musi być plus i minus by było coś.
Miłość…
Czemu tak bardzo jej szukamy… jak jej na imię?
Jak różną postać przybiera?
Skąd ta wielka potrzeba dawania siebie innym?
Nie bacząc na konsekwencje… chcąc przeżyć tę moc,
ten ogień, wiatr, deszcz łez aż do krzyża…
bo taki kres każdej miłości i jej dopełnienia.
Nawet gdy nagle została przerwana…
a każda kiedyś zostanie przerwana.
Lub po cichu powoli wygaśnie zanurzając się w rwącym Dunajcu.
…dziwne, że nie prosi o koło ratunkowe.
Pozostawiam mojego rumaka w Zabrzeżu.
Udaję się wraz z towarzyszem dzisiejszej mojej podróży
na przystanek konnobusu w kierunku Krościenka n/Dunajcem.
Przejeżdżają setki powozów wszelakich… jedni się usprawiedliwiają gestami,
że nie mają miejsca… inni mieszkają w pobliżu, jeszcze inni w ogóle nie zauważają.
Zupełnie jak przypowieść o miłosiernym Samarytaninie… dyć ja również obrabowany i pobity!
Nie żalę się… tylko tak sobie myślę.
Przejeżdżający uśmiechnięci Francuzi machają… wywołując we mnie radość…
Zupełnie jakby wiedzieli kim jestem i że o nich wspomnę.
Zabiera nas pokrewna dusza… owy samarytanin to
człek, który też jest włóczykijem w krótkich spodenkach
z jedną rajstopą damską na całości prawej nogi.
Nie pytam dlaczego…widać tak ma być.
Snuje opowieści sięgające Bałkanów, Węgrów, Niemców, Słowaków, Polaków…
zamieniam się w słuchacza… imponuje mi wiedzą.  
Wysiadamy, On w Gorce, My w Beskid Sądecki…
Tak bywa, niby cel ten sam… ale kierunki inne.
Jeżeli wschód to zachód… jeżeli ciepło to zimno.
Po to budujemy mosty, aby stać na nich po obu stronach?
One to pozwalają nam poznawać inne światy.
Budujmy kochani w nas mosty przeróżnych, przepięknych konstrukcji…
Nie musicie przezeń przechodzić… ale tak na wszelki wypadek.
Wyruszam z Krościenka, będzie to moja ostania podróż w tym rejonie.
Szacuję, że ma ponad 20 km, a kiedy się zakończy i o której godzinie?
To tylko Bogowie wiedzą.
Gruszeczko miła, przypominasz mi smak dzieciństwa, a kształtem ukochaną babcię.
Wróżem sobie z liści akacji… o Tobie
kocha, lubi, szanuje, nie chce, nie dba, żartuje… wyszło, że szanuje…
to chyba dobrze!?
Napotkany góral niesie pełen kosz grzybów… opowiada, że zbierał je idąc przez 30 kilometrów.
Hmm…, czyli wychodzi, że musiał zacząć wczoraj wieczorem przez całą noc,
I że warte są ze stówę… czemu mamy taką potrzebę konfabulacji,
przerysowując swoją osobę w oczach innych?
Rosa powoli paruje jedynym w sobie zapachem ziół i kwiecistości.
I ten piękny owad nałogowo pijący nektar… zapomniał, że są inni obok niego.
Szaty rycerskie zawieszone na gałęzi mówią o pokoju… czy na długo?
Skoro dookoła słychać dźwięki wykuwania mieczy.
Tęskniący Dom… czeka, jak ja na Ciebie.
Czy po to je budujemy, aby ktoś czekał na nas?
Kasztanku, dziś kłujesz, poczekam jak dojrzejesz…
lubię Cię nosić w kieszeniach…
Teraz troszkę mocniej pod górę…
Ot, żarciki na szlaku… swoją drogą,
ciekawe, czy rzeczywiście dwa lata stąd na Himalaje.
Runo leśne na mojej dłoni i w obiektywie.
Czy przyglądałeś się kiedyś swojej dłoni?… ile tu krzyży.
Boże, jak ja pragnę żyć, że aż z tego pragnienia umieram.
Znowu  towarzystwo kruków i niezapomniany wrzask kruczych dzieci na widok rodziców.
I ten człowiek, i jego historia…. to berło Matki Boskiej złapane w porę.
I ta księga żywota zamknięta na Watykanie, która dalej jest pisana.
Interesujące jest to, że obraz człowieka pozostaje w nas… ten ostatni.
Potrzeba autorytetu wyjątkowości w naturalności.
Wiesz, Karolu, miło było z Tobą popatrzeć w niebo.
Płot, niczym Mur Chiński, pokazujący w nas granice.
Na przykład moralności, bólu, rozumu.
Można by rzec, jaki mur taka granica.
Na tej wysokości prawo nie dociera.
Góral, pijany jak bela na motocyklu,
wypasa owce, proponuje sprzedaż którejś,
lecz ja bardziej zainteresowany leciwym modelem WSK-i.
Przypomniana zabawa z łańcuchem… wtedy byłem koniem.
Źrebaki westernowe trenują kłus nim je dosiądzie Indianin.
Zielone orzechy przypominają, że już czas na orzechówkę.
Powoli zapada zmierzch, schodzimy poza szlakiem.
Kot wybrał się sprawdzić granice panowania.
Kwiaty jak mnie witały, tak mnie żegnają i ten całus maku.
A jeżeli kosmosek onętek to tylko w promieniach księżyca.
Ostatni most łączący Zarzecze z Zabrzeżem.
I wypada pochwalić tych, którzy znakowali ten szlak.
Poprzedni szlak miał oznakowanie na 1, dzisiejszy to 4+ w skali ocen od 1 do 6.
Zmęczony, ale szczęśliwy wracam powoli do domu rozpamiętywając to, co przeżyłem.
Dziękuję za wspólną drogę.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz