Mówisz że nie można mieć wszystkiego
To nie prawda wszystko jest w Tobie
To tam powstawał wszechświat tam jest początek i koniec
To tam jest owoc poznania dobra i zła i ich konsekwencji
To tam początek nazw powstawania
Tam miejsce na miłość i nienawiść
Tam miejsce na tezę i jej obalenie
Tam miejsce na marzenia i ich brak
Tu rodzi się mądrość
Tu rodzi się lichwa i jej chęć posiadania
Tu rodzi się deformacja ciała czasu i przestrzeni
Wszystko to dzieje się na początku w Tobie
Dlatego nie ma winy ani kary
a może by tak na karuzelę życia zamknąć oczy i niech świat zawiruje choćby przez chwilę niech orbita w swej prędkości przyspieszy rytm krążenia a później stanąć na szczycie planety wpatrzonym w gwiazdy wspomnień świecących własnym światłem wirujące jeszcze przez chwilę na niewidocznym łańcuchu... zapraszam
środa, 24 września 2014
poniedziałek, 15 września 2014
Tolerancja
Jeżeli chodzi o muchomora...
Cóż z tego, że czerwony...
ale przecie na nim ślady bieli niewinnej
i kolor miłości.
To nieprawda, że trujący...
przecie nań powinno się spozierać.
Zresztą jak cały las na jednej nodze stoi...
jeno on w białej pończoszce.
Dobrze, że jest.
Prawda?
Cóż z tego, że czerwony...
ale przecie na nim ślady bieli niewinnej
i kolor miłości.
To nieprawda, że trujący...
przecie nań powinno się spozierać.
Zresztą jak cały las na jednej nodze stoi...
jeno on w białej pończoszce.
Dobrze, że jest.
Prawda?
środa, 10 września 2014
Sposób na noktowizor…
Moje ciało ostatnio odmawia mi posłuszeństwa
i nie pozwala chodzić w góry lub inne wyprawy krajoznawcze.
Czara goryczy się przelała, gdy w poniedziałek powiedziało…
-Od dziś jeszcze będzie Cię bolał ząb…
Pomyślałem… e, to może przez tę saunę i dwugodzinny basen.
Nazajutrz, po nieprzespanej nocy, dzwonię do mojego dobrodzieja stomatologa:
-POMOCY! SOS! HELP! Помощьie! Ratunku! Hilfe! ... i takie tam
Przyjmuje mnie natychmiast (mój anioł stróż działa)…
Przejęta Pani Doktor przewierca mi wydawałoby się zdrowego zęba, wybucha
Karlino.
(http://pl.wikipedia.org/wiki/Erupcja_ropy_w_Karlinie)
Starannie kanał po kanale oczyszcza go… Zapowiada się leczenie kanałowe…
Zaopatrzony, poinstruowany wracam do domu … ma być lepiej.
Noc kolejna nieprzespana… dzwonię… włączamy antybiot.
Ktoś w nocy nierównomiernie mnie napompował na twarzy i do tego rzucił urok na szczękę…
Nie chce się franca otwierać (określenie medyczne szczękościsk).
Temperatura rośnie jak forma Stocha na olimpiadę (skojarzenie z Zębem… pewno).
Dzień czwarty… chodzę po ścianach… jest wieczór… jadę do gabinetu,
Przetykamy go ponownie, niewiele pomaga… zapada decyzja o konsultacji i prawdopodobieństwie resekcji.
Dobra, nie będę się szlajał wieczorem po szpitalach i ludziom tyłek zawracał, pojadę jutro rano.
Dzień piąty… noc była długa, a ktoś raz wbijał mi gwoździe w szczękę, to znów gotował całe ciało w gorącym kotle… tak gorącym, że nie zdążyłem ofiarować tego cierpienia na jakiś szczytny cel (może to dzieje się automatycznie?... to ofiarowanie... bo jak nie, to szkoda). Jadę na chirurgię, obwodnicą, bo szersza… zostawiam Rosynanta i powiadamiam rodzinę, w którym miejscu odpoczywa (wypas: czytaj parking)… Po drodze wchodzę do sklepiku, aby nabyć wodę niegazowaną do popicia antybiotyku…
Nie mam drobnych, tylko całe 50 zł, pani zła, że ja zabieram wszystkie drobne, podaje mi wodę (eh ta wiara w ludzi).
Siedzę w poczekalni, oczekując na przyjęcie… wybija godzina zażycia leku… odciągam zimną butelkę od tego, co nie przypomina mojej twarzy (wszystko, co zimne, to przyjaciel) i stwierdzam, o zgrozo, ten babsztyl podał mi mocno gazowaną, nie mam czasu na reklamacje… trzepie butelką jak szejkerem.
Połykam popijając czymś, co przypomina syczący gejzer wydmuchujący powietrzem przez moje nozdrza.
W żołądku zaczyna się jakaś dziwna jazda przemieszczająca się w kierunku jelit i tu boli … ( akt strzelisty) Boże Ratuj! … powoli przechodzi… wreszcie wywołują moje nazwisko: DON KICHOT z Krakówka!… Wstaje dumnie ze zbroją pod pachą.
O piękna Dulcyneo, żegnaj, niechybnie idę na rzeź. Dają mi jakieś papierzyska do wypełnienia z kwadracikami Tak/Nie… ja ledwo żyw nie widzę, skreślam jak totolotka…, czyli na chybił trafił
Otacza mnie niewiasta, z której oczu emanuje współczucie, empatia i dobroć (ciekawostka.. był kiedyś taki facet prezydentem mego kraju, ale tak wiele zrobił dla niego, że nie pamiętam jak się nazywał… w każdym razie bolały go golenie. On unikał patrzenia ludziom w oczy)…
Jestem w dobrych rękach… uff, przeżyję… kurcze, taka młoda, czy da sobie radę z moim dentes molares? Znów mój Anioł machnął skrzydłem i przychodzi z odsieczą (konsultacją) lekarz, o którym mówiła moja Pani Doktor: „ Najlepiej jak byś trafił do...” i to jest właśnie doktor Do… zerka na fotkę, na mnie i krótka piłka… Usuwamy!? Skoro taka wola zęba… TAK… Staranna Pani Doktor mnie znieczula. Przestaję mówić… Doktor Do podaje dodatkowe znieczulenie… bałem się, że na NFZ to mi zaśpiewają jakąś kołysankę albo coś takiego… a Oni tacy profesjonalni… Trzask! Prask! I po krzyku…, Ale za śmierdoliło!... Fuuuuj. Gagatek z rozczapierzonymi korzeniami na końcach zakrzywionymi ku górze wylazł…
W skrócie:
Po tym wydarzeniu zasnąłem i spałem do 18,30.
Ja, Obłędny Rycerz, pozbierałem swe obolałe cielsko, wgramoliłem się na mojego rumaka i popędziłem do domu… jakież było moje zdziwienie, gdy dojechałem… otóż okazało się, że jechałem nocą przez cały Kraków bez świateł… miałem taką jasność i jaskrawość widzenia… oto nowy sposób na noktowizory i na jazdę nocą… tylko trzeba wcześnie wykonać krok po kroku moją instrukcję… Amen
i nie pozwala chodzić w góry lub inne wyprawy krajoznawcze.
Czara goryczy się przelała, gdy w poniedziałek powiedziało…
-Od dziś jeszcze będzie Cię bolał ząb…
Pomyślałem… e, to może przez tę saunę i dwugodzinny basen.
Nazajutrz, po nieprzespanej nocy, dzwonię do mojego dobrodzieja stomatologa:
-POMOCY! SOS! HELP! Помощьie! Ratunku! Hilfe! ... i takie tam
Przyjmuje mnie natychmiast (mój anioł stróż działa)…
Przejęta Pani Doktor przewierca mi wydawałoby się zdrowego zęba, wybucha
Karlino.
(http://pl.wikipedia.org/wiki/Erupcja_ropy_w_Karlinie)
Starannie kanał po kanale oczyszcza go… Zapowiada się leczenie kanałowe…
Zaopatrzony, poinstruowany wracam do domu … ma być lepiej.
Noc kolejna nieprzespana… dzwonię… włączamy antybiot.
Ktoś w nocy nierównomiernie mnie napompował na twarzy i do tego rzucił urok na szczękę…
Nie chce się franca otwierać (określenie medyczne szczękościsk).
Temperatura rośnie jak forma Stocha na olimpiadę (skojarzenie z Zębem… pewno).
Dzień czwarty… chodzę po ścianach… jest wieczór… jadę do gabinetu,
Przetykamy go ponownie, niewiele pomaga… zapada decyzja o konsultacji i prawdopodobieństwie resekcji.
Dobra, nie będę się szlajał wieczorem po szpitalach i ludziom tyłek zawracał, pojadę jutro rano.
Dzień piąty… noc była długa, a ktoś raz wbijał mi gwoździe w szczękę, to znów gotował całe ciało w gorącym kotle… tak gorącym, że nie zdążyłem ofiarować tego cierpienia na jakiś szczytny cel (może to dzieje się automatycznie?... to ofiarowanie... bo jak nie, to szkoda). Jadę na chirurgię, obwodnicą, bo szersza… zostawiam Rosynanta i powiadamiam rodzinę, w którym miejscu odpoczywa (wypas: czytaj parking)… Po drodze wchodzę do sklepiku, aby nabyć wodę niegazowaną do popicia antybiotyku…
Nie mam drobnych, tylko całe 50 zł, pani zła, że ja zabieram wszystkie drobne, podaje mi wodę (eh ta wiara w ludzi).
Siedzę w poczekalni, oczekując na przyjęcie… wybija godzina zażycia leku… odciągam zimną butelkę od tego, co nie przypomina mojej twarzy (wszystko, co zimne, to przyjaciel) i stwierdzam, o zgrozo, ten babsztyl podał mi mocno gazowaną, nie mam czasu na reklamacje… trzepie butelką jak szejkerem.
Połykam popijając czymś, co przypomina syczący gejzer wydmuchujący powietrzem przez moje nozdrza.
W żołądku zaczyna się jakaś dziwna jazda przemieszczająca się w kierunku jelit i tu boli … ( akt strzelisty) Boże Ratuj! … powoli przechodzi… wreszcie wywołują moje nazwisko: DON KICHOT z Krakówka!… Wstaje dumnie ze zbroją pod pachą.
O piękna Dulcyneo, żegnaj, niechybnie idę na rzeź. Dają mi jakieś papierzyska do wypełnienia z kwadracikami Tak/Nie… ja ledwo żyw nie widzę, skreślam jak totolotka…, czyli na chybił trafił
Otacza mnie niewiasta, z której oczu emanuje współczucie, empatia i dobroć (ciekawostka.. był kiedyś taki facet prezydentem mego kraju, ale tak wiele zrobił dla niego, że nie pamiętam jak się nazywał… w każdym razie bolały go golenie. On unikał patrzenia ludziom w oczy)…
Jestem w dobrych rękach… uff, przeżyję… kurcze, taka młoda, czy da sobie radę z moim dentes molares? Znów mój Anioł machnął skrzydłem i przychodzi z odsieczą (konsultacją) lekarz, o którym mówiła moja Pani Doktor: „ Najlepiej jak byś trafił do...” i to jest właśnie doktor Do… zerka na fotkę, na mnie i krótka piłka… Usuwamy!? Skoro taka wola zęba… TAK… Staranna Pani Doktor mnie znieczula. Przestaję mówić… Doktor Do podaje dodatkowe znieczulenie… bałem się, że na NFZ to mi zaśpiewają jakąś kołysankę albo coś takiego… a Oni tacy profesjonalni… Trzask! Prask! I po krzyku…, Ale za śmierdoliło!... Fuuuuj. Gagatek z rozczapierzonymi korzeniami na końcach zakrzywionymi ku górze wylazł…
W skrócie:
Po tym wydarzeniu zasnąłem i spałem do 18,30.
Ja, Obłędny Rycerz, pozbierałem swe obolałe cielsko, wgramoliłem się na mojego rumaka i popędziłem do domu… jakież było moje zdziwienie, gdy dojechałem… otóż okazało się, że jechałem nocą przez cały Kraków bez świateł… miałem taką jasność i jaskrawość widzenia… oto nowy sposób na noktowizory i na jazdę nocą… tylko trzeba wcześnie wykonać krok po kroku moją instrukcję… Amen
Subskrybuj:
Posty (Atom)