piątek, 27 grudnia 2019

Reklamacje świąteczne.


Czyli jak utknąłem w wannie.

Otóż moi drodzy dostałem od Gwiazdki, Aniołka, Gwiazdora... czy jak mu tam, prezent

pod choinkę. Były w nim między innymi kulki do kąpieli... relaksacyjno-nawilżające.

Wiadomo, jak człowiek coś otrzyma czy wyprodukuje, to natychmiast postanawia to wykorzystać lub użyć... Ja też tak uczyniłem.

Między jedną a drugą Wigilią postanowiłem zażyć komfortu i pachnieć, gdyż jedna z kulek wydawała zachęcający zapach.

Napuściwszy wodę do wanny, wlazłem do niej nagi jak Pan Bóg mnie stworzył (mogę tak powiedzieć, ponieważ nie miałem żadnej operacji plastycznej ani tatuażu).

Kiedy już leżałem wygodnie otulony „naturalnym ciepłem” wody życia, wrzuciłem kulkę i poczyniłem następujące obserwacje.

Po pierwsze - kulka z lekka eksplodowała, czyniąc swoiste jacuzzi.

Po drugie - nadała wodzie kolor urynoterapii, co zakłóciło urologiczne obserwacje mojej szczelności.

Po trzecie - w tracie tego procesu zauważyłem, że wydostaje się z niej tłusta maź, jakby tankowiec został trafiony torpedą.

Po czwarte - ta maź zaczęła ogarniać całe moje ciało, a powierzchnia wody wypełniła się jakby oczkami rosołu... Pomyślałem: dobrze, że nie jestem aniołem, bo szlag by trafił pióra i latanie.

Po piąte - ogłosiłem natychmiast alarm ekologiczny, ale nikt mojego nawoływania SOS nie słyszał, bo w tym roku obchodziłem Wigilię sam, na bezkresnym oceanie nowo wybudowanych osiedli pod wynajem, które notabene zabijają Kraków. Byłem sam... ponieważ słoiki dawno wyjechały na święta, porzucając podziemne garaże i pozostawiając milczące ciemne okna.

Po szóste - nienaturalna śliskość nie tylko ogarniała moje ciało powodując, że zacząłem się przemieszczać po wannie bezwiednie niczym śliwka w kompocie, ale również uszkodziła moje zdolności chwytne, gdyż cokolwiek starałem się złapać, natychmiast wyskakiwało z moich dłoni. Obojętne, czy to była część mojego ciała... noga, ręka, że nie wspomnę o drobniejszych elementach mojej osoby jak na przykład nos, ale nawet nie udało mi się uchwycić słuchawki od prysznica, abym mógł się wyrwać z tej matni... Ona również natychmiast stała się relaksacyjno-nawilżona.

Jednym słowem, tłuszcz był wszędzie, ogarniał wszystko, co się pojawiało na jego drodze. Pomyślałem: ocali mnie tylko mydło. Gdy podjąłem desperacką próbę wzięcia go do ręki, ono wystrzeliło z taką mocą, że uderzywszy a nie stłukłszy lustra, odbiło się od niego z dużym impetem, po czym wpadło prosto do muszli klozetowej. Tu wróciły do mnie słowa mojej mamy: „Ile razu muszę Ci mówić, abyś opuszczał deskę” i tak szansa ratunku przepadła z kretesem.

Po siódme - dryfując już około sześćdziesiąt minut, całkowicie zrelaksowany, nawilżony i natłuszczony... jakby było mi mało własnego tłuszczu... obmyślałem sposoby, jak tu się wydostać z pułapki.

Po ósme - teraz żałowałem, że w komórce nie nastawiłem funkcji wybierania głosowego, bo pewnie zadzwoniłbym o pomoc do TOPR-u. Oni jako jedyni ratują za darmo i jeszcze nawet nie przyjmują odznaczeń od prezydenta, uznając, że to ich obowiązek. Wiadomo, po pogotowie ratunkowe nawet nie ma co dzwonić... Pamiętacie, co zrobili Jurandowi ze Spychowa? Kiedy rycerze spotkali na drodze oślepionego starca, bez języka w łachmanach i nie rozpoznali w nim Juranda, zapytali „Kto Ci to zrobił?”, a wtedy Jurand podniósł kikut odrąbanej ręki i nakreślił w powietrzu znak krzyża... Jeden z bystrzejszych rycerzy (bo jak wiadomo ogólnie to było tępe towarzystwo, bowiem miało zakute łby) rzekł: „Niemożliwe... pogotowie Ci to zrobiło?!”

Więc ta alternatywa, nawet gdyby, nie wchodziła w grę... Ale znacie mnie, wiecie, że się nie poddaję.

Po dziewiąte - ciało moje już nie przyjmowało cholernego specyfiku, stając się pomarszczone, i powoli traciło niepotrzebny naskórek... to się peeling nazywa czy cóś takiego.

Postanowiłem zanurkować i otworzyć korek wanienny, i to był dobry pomysł, bowiem po udanej próbie powstało zawirowanie wodne przypominające lejek trąby powietrznej. Teraz tłusta ciecz pomykała w kanalizację miejską, próbując przy tym zabrać mnie za sobą, ale i na to znalazłem sposób, usiadłszy na wylocie waniennym, tym samym pozwalając wodzie wydostać się przez przełęcz międzypośladkową... Przyznam, że było to nawet miłe uczucie…

Kiedy już ten żywioł zniknął w czeluściach rurowych, okazało się, że za cholerę nie mogę użyć moich łokci, aby stanąć na równe nogi, ponieważ tłuszcz pozostał. Byłem uwięziony w wannie na dobre, moje ciało zaczęło tracić temperaturę a robiła się już późna pora... Rodzice czekali z Wigilią... W oddali słychać było dźwięk mojego telefonu i przychodzące wiadomości, na które nie byłem w stanie odpowiadać, co budziło we mnie jeszcze większą frustrację i podnosiło dramaturgię sytuacji, w jakiej się znalazłem.

Po dziesiąte - pomoc przyszła od pumeksu. Zauważywszy go, pomyślałem o piasku i lodzie. Teraz nerwowo paznokciami skubałem kryształki wulkanicznej lawy, które pozwoliły mi podnieść się na rękach, po czym dwukrotnie wykonałem beczkę w powietrzu i spadłem na posadzkę łazienkową niczym kot wszystkimi kończynami... Byłem uratowany.

Zastanowiło mnie jedno... jak to robią kobiety? I czy mogę złożyć reklamację, skoro już nie ma przedmiotu reklamowanego?

Ubolewam również, że nie było przy kulce stosownych instrukcji... na jaką ilość wody działa to skażenie i ostrzeżeń lub jakiegoś małego formularza ubezpieczeniowego na okoliczność wydarzeń losowych.

Opisałem to moje doświadczenie jako przestrogę dla facetów, którzy mogą dostać jakiś nieznany przedmiot bez załączonej instrukcji.

Wesołych Świąt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz