Śnieg leży pod same okiennice.
Mróz niczym Rublow namalował na szybach
ikony pełne srebrnych lasów.
Moje dłonie otulają kałamarz.
Zamaczam w nim gęsie pióro
zaostrzone jednym cięciem białej broni.
Piszę białym atramentem na dziewiczym papierze.
W kominku trzaskają drwa wydając ostatnie tchnienie
białego ducha ulatującego kominem.
To znak, że w izbie ciepło.
Może zapuka do mych drzwi zesłaniec Boży.
Przyniesie Pokój, Dobroć, Nadzieję.
Z upływającego czasu
na mojej głowie anielskie włosy.
Na ścianie makatka z cytatem Norwida
„Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
Podnoszą z ziemi przez uszanowanie
Dla darów Nieba...
Tęskno mi, Panie...”
Stół przykryty białym suknem.
Suche siano pod opłatkiem
pokruszonym na miliony istnień,
które po niego nie sięgają.
A dziwne to, że jestem we własnym kraju,
a wydaje mi się jakbym był na zesłaniu.
Pozwól, drogi przybyszu tej nocy,
przyjąć kawałek mojego opłatka
z kawałkiem mojego serca w darze
i podziękowaniem…,
że mimo wszystko jesteś ze mną.
Ciepła i piękna kolęda i jak zawsze piękna ta Twoja poezja.
OdpowiedzUsuń