środa, 4 czerwca 2014

Andzia

Dzisiaj usiadła w moim ogródku ważka, a skrzydła jej niczym welon ślubny, a dziwne to, że nie miała zamiaru odlecieć i czekała na zbliżenie mojego obiektywu. Ot, zwykła ważka, a może jednak niezwykła. Wizyta jej zbiegła się z wiadomością... Ciocia Ania odeszła do Pana.
Wiesz, droga Cioteczko, powędrowałaś tam, gdzie czekają na Ciebie Twoi Synowie i Twój Kazia. To ciekawe… będziesz tam najmłodsza, bo Ci przed Tobą mają już większy staż w niebiosach, pozostawiając nas… uczyniłaś nas starszymi. Wszyscy wcześniej lub później zbliżamy się do granicy, której na imię śmierć. Zupełnie jakbyśmy stali w wielowiekowej kolejce po świeże bułeczki.
Wiesz, Andziu kochana, byłaś mi bardzo bliska, właśnie u Ciebie spędzałem wakacje mojego dzieciństwa i dorastania… na Kujawach, ale we wsi przypominającej Kresy.
Bo uciekając przed bolszewikami los zesłał Was na niezbyt urodzajne ziemie do wsi piaszczystej. Pamiętam Waszą wspólnotę i to jak zaczęła się kurczyć niczym piasek w klepsydrze przenikający przez wąskie gardło czasu. To dziwne, że ludzie, którzy odchodzą zabierają ze sobą tajemnice niczym egipscy kapłani. Tajemnice swojego życia, ale również drobnych umiejętności, których brak doceniamy dopiero po ich stracie. Pozostają niezadane pytania i brak na nie odpowiedzi. Czego mi będzie brakowało: podróży pociągiem do Zarzewia, gdzie czekał Wasz powóz zaprzężony w Gniadą i Karego. Radości ze spotkania, konfitury z czarnych jagód, kwaśnego mleka ze studni, prawdziwego chleba z prawdziwym masłem, wiejskiej kiełbasy w wekach, smaku octu z cukrem i z sodą, który gasił pragnienie w pracach polowych… piaszczystej drogi, która pozwalała na wszelakie harce. Tego, że mogłem być szczęśliwy, czyli brudny… według powiedzenia, że dzieci dzielą się na te czyste i na te szczęśliwe. Tata opowiadał… nie tylko o Twoim aksamitnym głosie – dziś pewnie wygrałabyś Szansę na Sukces lub X Faktora, ale również o umiejętności robienia naprędce przepysznego samogonu, gdy goście w dom zawitali…niestety - nie było mi dane jego skosztować. Dziękuję Ci za wpojenie we mnie szacunku, miłości do ziemi i tego, co na niej rośnie, żyje. Na zawsze pozostanie mi smak gruszy u Rostworowskich; wiesz, byłem ostatnio w Górach Sowich i napotkałem taką samą pełną obfitości owoców… poszedłem na grandę… siedziałem pod nią niczym mały chłopiec z wydętym brzuchem, myślałem o Tobie. Pamiętasz, jak się zaprzyjaźniłem z małą jałówką od sąsiadów, która na mój widok muczała jak za matką… jej chropowaty język w podzięce za łakocie lizał mnie po twarzy, a małe różki zachęcały do zabawy. I to rozczarowanie, gdy przyjechałem po roku, a ta Głupia Krowa mnie nie poznała. Albo to, że niekoniecznie pies karmiony przez miesiąc da się pogłaskać. Tu przeżywałem moje pierwsze zauroczenia, miłości. A obserwując zwierzęta zadałem raz na zawsze kłam twierdzeniu, że bocian przynosi dzieci! (nie wiem czy byłem pierwszy w tym odkryciu?). Pamiętam Cię, jako osobę tolerancyjną, wyrozumiałą, pełną miłości.
Wybacz, Kochana, że tak rzadko w późniejszych czasach Cię odwiedzałem, wiem, że Hanna z Leonem byli Ci jak dzieci rodzone, służąc do końca pomocą. Za to im stokrotne dzięki.
Wybacz, że nie jestem na Twoim pogrzebie… jak widzisz jest mój Tato a Twój Brat, moja Mama i jej ukochany wnuk Karol. Pozwól, że przyjdę do Ciebie z kwiatami, bo nigdy nie dałem Ci ich w podzięce, ale zawsze myślałem, że wystarczą Ci te w ogródku za sztachetami.
Do zobaczenia.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz