Mamo… docierasz powoli do granicy przejścia.
Mamo… zawsze gdym w gorączce to wołam Ciebie.
Ciało Twoje coraz słabsze i wiotkie a tak przeze mnie ukochane.
Mamo… Twoja troska o mnie niezmienna.
Mamo… powoli schylasz się jak żuraw studzienny.
Mamo… zawsze gdym w gorączce to wołam Ciebie.
Poślij mi jasne spojrzenie spod Twoich zmęczonych powiek.
Mamo… Twoja potrawa przez Ciebie podana smakuje miłością.
Mamo… kroki masz chwiejne jakby po grzęzawisku.
Mamo… zawsze gdym w gorączce to wołam Ciebie.
Każde nasze pożegnanie tak czułe jakbym szedł na wojnę.
Mamo… dla mnie jesteś małą dziewczynką.
Mamo… widzę Cię jak pleciesz wianki.
Mamo… zawsze gdym w gorączce to wołam Ciebie.
Dziękuję Ci Ojcze, że za żonę sobie ją wybrałeś.
Tato… to, że jeździsz jeszcze na rowerze, budzi w innych nadzieję.
Tato… to, że szyjesz mi jeszcze lniane koszule, budzi inspiracje w innych.
Toto… to, że wyciągasz z czeluści jezior pokaźne karpie, zaraża innych pasją.
Poślij mi jasne spojrzenie spod Twoich zmęczonych powiek.
Tato…widoczny na Twych dłoniach wiek, staje się inspiracją dla młodych malarzy.
Tato… oczy Twoje tak powoli gasną, jak ukochana bajka przed snem.
Tato… moc głosu Twojego roznosząca się po izbie, wróży długowieczność.
Każde nasze pożegnanie tak czułe jakbym szedł na wojnę.
Tato… za co chciałbym Ci podziękować, pewno za te morwy jedzone prosto z drzewa.
Tato… za własnoręcznie zrobiony brelok do butelek, chociaż one dziś odkręcane.
Tato… za męskość, która potrafi się tak wzruszać, powodując w innych łzy wzruszenia.
Ciało Twoje coraz słabsze i wiotkie a tak przeze mnie ukochane.
Tato… dla mnie jesteś małym chłopczykiem z bębenkiem.
Tato… chłopcem, który wymaga coraz większej mojej troski.
Tato… taka kolej rzeczy, stajemy się mężczyznami by ponownie być chłopcami.
Dziękuję Ci Mamo, że za męża sobie go wybrałaś.
Dziękuję Wam bo gdyby Was nie było nic by nie było…
ni tych słów, miłości, cierpienia, pragnienia… wszechświata też by nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz