Moja i nie moja ojczyzna
Dziś wędrówka zbójecka
i wielki ukłon z Wysokiej dla Dorotki
za kultywowanie tradycji zbójeckiej na obczyźnie.
Dyć oni to sól ziemi polskiej…
w góralach nadzieja i śleboda w myśleniu Józka Szkolnego
wszak stąd do Łopusznej niedaleko; jeno pod prąd Dunajcem.
Myśleniu Karola, któremu sam Bóg wiatrem zamknął w Watykanie
księgę życia…
tym samym, który dziś figluje z chmurami czyniąc szlaki podniebne.
W wantach wąwozu Homole zawarta tajemnica
o losach całej ludzkości na ziemi…
Biedny stary pop z Wielkiego Lipnika poznał ją i stracił głos.
Jabłoń w tym miejscu? Czy tu raj? Czy co?
Może już czas na powrót na ścieżkę zbójecką?
Ino zbójowanie z misją niczym Korwin Mikke
lub Stefan Kisiel, wczytajcie się w słowa Waldka Łysiaka
dziś celowo spychanego w czeluście zapomnienia.
Łupcie nadętych cwaniaków i obcych, których czyny mówią
o ich prawdziwych intencjach, a nie żałujcie ciupagi.
Nachylcie się nad słabszymi i nie zaniechajcie czynić im perspektyw.
Hej dyrektory, cóż żeście uczynili wąwozowi?
Nawet drzewo się złamało na widok żelaznego mostka.
Przyroda spokojna, ślimak nie zawsze pokazuje rogi
ale do czasu, do czasu.
Po co mi wyjeżdżać w ciepłe kraje, skoro tu też są orzechy kokosowe
ale z leszczyny.
Pamiętacie!? Radziejową! Zobaczcie w oddali.
Ach, te cudowne hale Małych Pienin.
Widać i tu reklama dźwignią handlu…
ale trza powiedzieć gontem robiona nie razi
i młotek zbójowy do wbijania prawdy w łeb ceprowski.
Jakże wymowny słupek graniczny
i rany niezabliźnione polsko-słowackie,
szczególnie te z drugiej wojny światowej.
Pamiętam zabawę charytatywną w Nowej Białej,
gdzie wystarczyła jedna przyśpiewka, a stoły
niczym żale latały w powietrzu, kto był ten wie.
Ale skoro stoję na szczycie… znaczy przeżyłem.
Wysoka po wielokroć zdobyta, ale cieszy, co by pierwszy raz.
Z dala wulkaniczne chmury, na trzeciej widok Pieninów.
Dziób Tytanica tnie fale zieleni.
Chmury czarne nade mną, zdrowie mizerne we mnie.
Mój Anioł Stróż znowu w charakterze motyla.
Dobrze, że mamy przyjaciół i nie wiem co bym chciał mieć napisane
na płycie pamiątkowej…
może tylko tyle „skoro czytasz ten tekst, to znaczy, że jesteś”
Balejaż barani dziś rządzi na halnych salonach.
W dole nasi bracia prawosławni… gdzieś głęboko w sercu
wspomnienie Babci i pomylone butelki
soku z winem… myślała, że zostanę alkoholikiem.
Bliżej mi kochana Babuniu do abstynenta.
Jedynym moim nałogiem to miłość do tego co widzę,
odczuwam, dotykam, poznaję, smakuję…
przy okazji pozdrów Dziadka i resztę.
Dyć dzięki wam tu jestem, hej!
Pogoda kazała mi wcześnie zakończyć wędrówkę,
naginając drzewa ku ziemi,
zrywając mój rondelek raz po raz z łepetyny.
Dobra zleze ale nie zebyk się bał.
Zdążyłem na ostatni kurs wyciągu z Palenicy
Kolacja w zbójeckiej jamie u Pipikasy
i podsłuchane rozmowy
chwalących się ludzi znajomością z bardziej zacnymi od siebie…
Jakby to miało jakieś znaczenie, ale widać wydaje się, że przez to
mają własną samoocenę nieco lepszą i jakby co, jest się o co prać.
Dziękuję Wam za kolejną podróż.
W czasie i przestrzeni wolności, którą dziś dla Was mam.