23 września 2013
Maraton
Pożegnanie dzieciństwa...
Dziś wiadomość dnia… umarł Staszek Szozda.
I w momencie uruchomione moje neurony wspomnień
powróciły… do kredy na asfalcie.
Do zdartych paznokci do krwi.
Do poszukiwania najlepszego guzika, który wygra wyścig.
Prośby do rodziców… kupcie nam kolarzówkę
i kupili… a wtedy wyścigi dookoła bloku, osiedla, na czas.
Moje zdarte łokcie, kolana i złamana ręka brata.
W napięciu słuchane wieści z radia i telewizji.
Wyludnione miasta i wsie na czas transmisji.
Wiesz Staszku, spotkaliśmy się raz, jak to dziś mówią, w realu.
Z moją klasą z podstawówki wracaliśmy z wycieczki do Chorzowa.
Z tyłu autobusu siedziały największe łobuziaki, więc i ja…
Nie pamiętam kto pierwszy rozpoznał Ciebie ćwiczącego na tej drodze.
Pamiętam jak dziś ten krzyk… To Szozda! I radość wszystkich nas.
Twoja reakcja była cudowna…
Widząc rozradowane dzieci popędziłeś za nami wraz ze swoim pilotem.
I choć kierowca mówił, że to niesamowite... wszak pędzimy stówą.
Ty długo dotrzymywałeś kroku, radując nasze serca.
Gdy zwolniłeś i nam pomachałeś, byliśmy w siódmym niebie.
Pamiętam, że długo byliśmy jakby w hipnozie.
Przyszedł czas, że porzuciliśmy naszego Maratona.
Pozostał w piwnicy… lecz nie umarł ze rdzy
Trafił w dobre ręce.. mojego Ojca,
który mimo podeszłego wieku jeździ na nim do dziś dnia.
Przyznam Ci się po cichu…
na mojej półce w szafie jest czapka kolarska i pantaloncini da ciclista
Bo gdy urodził mi się syn powróciłem do szaleństwa rowerowego.
…Jak bardzo lubimy mieć idoli i potrzebujemy autorytetu.
Dziś czytałem wywiady, których udzieliłeś i oglądałem co mówiłeś.
Pokazałeś wielką klasę, dzięki Tobie każdy może wiedzieć,
że warto stawiać sobie różne cele i je osiągać.
Wiesz, Stanisławie, myślę sobie tak… pierwiastek wyjątkowości jest w nas.
Nieraz zabraknie innych, by go wydobyć na światło dzienne ku uciesze świata.
Ale on jest… uśmiecham się do Ciebie i niewyobrażalnie Ci dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz